3, 2,
1, 0, 0, 0.... (ten dzwonek zawsze się spóźnia).... Drrrrr!!!!!!!!!!!!!! W tej
samej chwili otwierają się niemal wszystkie drzwi ; rozklekotana podłoga drży,
w powietrzu czuć zapach przegrzanych szarych komórek. NIRVANA AT LAST – zdają
się wołać wypuszczone tabuny uczniów. 15 minut chwilowej wolności – to trzeba
dobrze wykorzystać!
Tak zaczyna się każda przerwa,
każdego dnia, każdego miesiąca w gmachu „budy”, „gima”, czy po prostu szkoły.
Jednak ta z początku gorąca atmosfera przerwy, powoli przemienia się w lekko
sflaczałe, nudnawe i pełne wytęsknienia za jakimkolwiek urozmaiceniem
wyczekiwanie do dzwonka. Dziś zapraszam wszystkich na wędrówkę „Szlakiem
opakowań po Bake Rolls’ach” – czyli niesamowitą przechadzkę po 3 korytarzach.
Parter – najlepszy korytarz w
szkole: blisko sklepiku, blisko szatni, blisko wyjścia – zawsze się coś dzieje.
I piętro – nieco gorzej usytuowany : pokój nauczycielski. II piętro – poza
wszelkimi atrakcjami, 100 % nudy, choć widoczki zza okien nie najgorsze. Mimo
tych diametralnych różnic, zasady zachowania ciała uczniowskiego są na każdym
poziomie takie same.
Szkoła ma już swoje lata, więc co bardziej solidarni uczniowie podpierają pękające miejscami ściany, parapety i okna. „Nie zwracajcie na nas uwagi” – zdają się krzyczeć ich twarze skryte pod zeszytem od matmy. Środek korytarza należy do odważnych. To ring bokserski, wybieg mody, a miejscami dzikich zwierząt. W równych odstępach czasowych na podłodze rozpościera się długi czerwony dywan, po którym kroczą nauczyciele, swoją obecnością wprowadzając spokój i opanowanie (na chwilę). Gdy wszyscy już znajdą swoje miejsce, podelektują się wyczekiwaną przez 45 minut chwilą swobody, przelecą wszystkie możliwe tematy do rozmowy, następuje niezręczna chwila ciszy i oczekiwania na jakieś zdarzenie. Nagle przerywa ją krzyk dziewczyny. Wszyscy spoglądają w stronę sklepiku (aktualnie jesteśmy na parterze), aby zobaczyć, czy przypadkiem nie wybuchła jakaś nowa afera, czy nie nastąpił jakiś przypał... Niestety, zwodnicze nadzieje. Okazuje się, że po prostu dowieziono... chrupki – nowe, truskawkowe. I tak raz na jakiś czas, pewne nikłe zdarzenie urozmaica monotonię przerw. Raz jest to dziewczyna, która ubrała się dziś wyjątkowo obleśnie, raz szkolny przystojniacha,, jednym spojrzeniem powalający całą żeńską część korytarza, a innym razem zakochana para, która trzymając się za ręce wzbudza oburzenie , zazdrość i na pewno idealnym tematem do rozmów, czytaj: obgadywania.
W pewnym momencie, a są to zwykle 2 minuty do dzwonka na lekcję, w mętnych spojrzeniach większości uczniów widać całkowite znużenie i zrezygnowanie. Niektórzy śledzą z niezwykłym zainteresowaniem muchę wzbijającą się pod sufit, po raz setny sprawdzają godzinę, a inni, a raczej inne patrzą na swoje pazurki, czy bynajmniej nie urosły... Wreszcie dzwonek zwiastuje koniec odpoczynku i wolności. Podpieracze ścian kończą swój obywatelski obowiązek i czym prędzej zakładają plecaki, ustawiając się w znany rządek. Reszta z pośpiechem i niechęcią kończy kolejne opakowanie pizzowych Bake Rolls’ów, rzucając je z premedytacją na podłogę. Wszyscy, jeszcze bardziej zrezygnowani, wchodzą do klas, by za 45 minut wybiec z nich ochoczo.
Po 15
minutach, dla których to właśnie część uczniów przychodzi do szkoły, jedyną
osobą na korytarzu jest pani woźna. Idąc z wysiłkiem, co parę metrów pochyla
się nad pozostałością historycznej, długiej przerwy. Łapiąc koniuszkami palców
opakowania po pizzowych Bake Rolls’ach, narzeka na „dzisiejszą niewychowaną
młodzież”, która w tym samym czasie uwięziona pomiędzy ławką a krzesłem, mętnym spojrzeniem śledzi wskazówki zegarka,
które jak na złość nie chcą szybciej chodzić....